Wprowadzenie: Cisza w domu przy Second Street
Poranek 4 sierpnia 1892 roku był ciężki i upalny nad Fall River w Massachusetts, tętniącym życiem miastem fabryk tekstylnych, zmagającym się z przemianami społecznymi Złotego Wieku. Wewnątrz skromnego, zamkniętego na cztery spusty domu przy Second Street 92, domu, w którym rażąco brakowało nowoczesnych udogodnień, na które jego właściciel mógł sobie bez trudu pozwolić, panowała napięta cisza. Był to dom Andrew Jacksona Bordena, jednego z najbogatszych i najbardziej znanych skąpców w mieście. Około godziny 11:10 tę przytłaczającą ciszę przerwał jeden, rozpaczliwy krzyk, który miał odbić się echem w annałach amerykańskiej przestępczości. „Maggie, zejdź na dół!” – krzyknęła 32-letnia Lizzie Borden do irlandzkiej służącej rodziny, Bridget Sullivan. „Zejdź szybko; ojciec nie żyje; ktoś wszedł i go zabił”.
Bridget, którą rodzina nazywała „Maggie”, zbiegła na dół i zastała scenę niewyobrażalnej grozy. Andrew Borden leżał zwisający z sofy w salonie, jego twarz była krwawą ruiną, posiekaną niemal nie do poznania przez co najmniej dziesięć ciosów zadanym narzędziem przypominającym toporek. Sam pokój nie nosił jednak śladów walki; został zaatakowany we śnie. Koszmar pogłębił się wkrótce potem, gdy sąsiadka, szukając prześcieradła do przykrycia ciała, poszła na górę i dokonała jeszcze bardziej makabrycznego odkrycia. W sypialni dla gości leżało ciało Abby Durfee Gray Borden, macochy Lizzie. Była martwa od co najmniej półtorej godziny, jej ważące 95 kilogramów ciało leżało twarzą w dół w kałuży krwi, a głowa była brutalnie zmasakrowana 18 lub 19 dzikimi ciosami.
W centrum tego zamieszania stała Lizzie Borden: schludna, szanowana, niezamężna kobieta w wieku 32 lat, znana w całym Fall River jako pobożna nauczycielka w szkółce niedzielnej i oddana członkini Chrześcijańskiego Związku Kobiet na rzecz Wstrzemięźliwości. Bezpośrednie następstwa odkryć rzuciły ją w światło reflektorów, stawiając pytanie, które przerażało i fascynowało opinię publiczną w równym stopniu: Czy ten wzór wiktoriańskiej kobiecości mógł być odpowiedzialny za jedno z najbardziej brutalnych i zuchwałych podwójnych morderstw, jakie kraj kiedykolwiek widział?.
Fortuna w klatce skąpstwa: Świat Bordenów
Dom Bordenów był kotłem pełnym urazy, ambicji społecznych i duszącego skąpstwa, odzwierciedlającym głęboko zakorzenione niepokoje klasowe i kulturowe tamtych czasów. Wewnętrzne konflikty rodziny nie były zwykłymi kłótniami domowymi; były manifestacją szerszych napięć ogarniających gwałtownie uprzemysławiającą się Amerykę, gdzie stare protestanckie rodziny jankeskie czuły, że ich status jest zagrożony przez zmieniający się krajobraz społeczny. Fall River było zamożnym miastem przemysłowym, ale wyraźnie podzielonym na rodowitych mieszkańców Nowej Anglii i nowych imigrantów, którzy pracowali w fabrykach bawełny. Głęboko zakorzenione frustracje Lizzie były podsycane przez odmowę ojca, by użyć swojego znacznego majątku do odizolowania rodziny od świata, którego już nie kontrolował, co czyniło morderstwa potencjalnym, choć przerażającym, aktem awansu społecznego.
Patriarcha – studium sprzeczności
Andrew Jackson Borden był człowiekiem o znacznym majątku i pozycji w Fall River. Potomek wpływowej lokalnej rodziny, zgromadził fortunę wycenianą na od 300 000 do 500 000 dolarów – co odpowiada ponad 10 milionom dzisiejszych dolarów – dzięki trafnym inwestycjom w fabryki tekstylne, nieruchomości i bankowość. Był prezesem banku i zasiadał w zarządach kilku innych instytucji finansowych i firm. Jego sukces był świadectwem jego zmysłu do interesów, chociaż postrzegano go również jako ponurego, bezwzględnego finansistę, który narobił sobie wielu wrogów.
Jednak Andrew był legendarnie „skąpy”. Wybrał życie w skromnym domu przy niemodnej Second Street, w dzielnicy coraz gęściej zaludnionej przez katolickich imigrantów pracujących w miejskich fabrykach. Było to źródłem głębokiego zażenowania dla Lizzie, która marzyła o życiu wśród elity miasta w zielonej, ekskluzywnej enklawie znanej jako „The Hill”. Najbardziej irytujące było to, że Andrew odmawiał instalacji nowoczesnych udogodnień, takich jak bieżąca woda czy elektryczność, technologii, które były powszechne w domach bogatych w tamtych czasach. Dom Bordenów, symbol ich pozycji społecznej, był zamiast tego klatką przestarzałej surowości.
Córki – stare panny
W wieku odpowiednio 32 i 41 lat, Lizzie i jej starsza siostra Emma były niezamężne i mieszkały w domu, co było powszechnym układem dla kobiet z ich klasy, ale prawdopodobnie rodziło wyjątkowy rodzaj frustracji. Na zewnątrz Lizzie była wzorem wiktoriańskiej przyzwoitości. Była aktywną członkinią Centralnego Kościoła Kongregacyjnego, uczyła w szkółce niedzielnej dzieci niedawno przybyłych imigrantów i uczestniczyła w licznych organizacjach charytatywnych, w tym w Chrześcijańskim Związku Kobiet na rzecz Wstrzemięźliwości i Towarzystwie Chrześcijańskiego Dążenia. Jej zaangażowanie społeczne było tak duże, że w wieku zaledwie 20 lat została powołana do zarządu Szpitala w Fall River.
Emma, w przeciwieństwie do niej, była cichsza i pasowała do stereotypu samotnej starej panny. Na łożu śmierci matka kazała jej obiecać, że zawsze będzie opiekować się „małą Lizzie”, rolę, którą Emma zdawała się sumiennie wypełniać przez dziesięciolecia.
Macocha – niechciana obecność
Dynamikę rodzinną dodatkowo komplikowała obecność Abby Borden. Andrew poślubił ją trzy lata po śmierci swojej pierwszej żony, Sarah, gdy Lizzie była jeszcze małym dzieckiem. Relacje między Lizzie a jej macochą były, według wszystkich relacji, zimne i napięte. Lizzie uważała, że Abby, córka handlarza z wózkiem, poślubiła jej ojca wyłącznie dla jego bogactwa i statusu społecznego. Zwracała się do niej celowo „pani Borden” i poprawiała każdego, kto nazywał Abby jej matką, co policja odnotowała z zainteresowaniem po morderstwach. Rodzina była tak podzielona, że siostry rzadko jadały posiłki z rodzicami.
Punkt wrzenia – pieniądze i uraza
Napięcia w domu często kręciły się wokół pieniędzy. W 1887 roku Andrew przepisał nieruchomość na wynajem siostrze Abby, co rozgniewało jego córki. W odpowiedzi Lizzie i Emma zażądały i otrzymały dom, w którym mieszkały przed 1871 rokiem, który kupiły od ojca za symbolicznego dolara. Zaledwie kilka tygodni przed morderstwami, w dziwnej transakcji, sprzedały mu tę nieruchomość z powrotem za 5000 dolarów. Inny incydent, symboliczny dla lekceważenia przez Andrew uczuć Lizzie, miał miejsce, gdy ściął głowy gołębiom w stodole toporkiem. Lizzie niedawno zbudowała dla ptaków gołębnik, a ich rzeź była dla niej źródłem wielkiego smutku.
Omeny i trucizny: Dni przed uderzeniem siekiery
Dni poprzedzające morderstwa były pełne złowieszczych znaków i niepokojących wydarzeń. Te zdarzenia, widziane w sekwencji, sugerują wyraźny wzorzec premedytacji, który został albo przeoczony, albo celowo zignorowany podczas późniejszego procesu. Próba zdobycia trucizny nie była odosobnionym aktem, ale prawdopodobnie pierwszym etapem planu morderstwa, który po niepowodzeniu zmusił do przejścia na znacznie bardziej brutalną i trzewiową metodę.
Domownicy dotknięci chorobą
Na początku sierpnia cała rodzina Bordenów – Andrew, Abby i Bridget Sullivan – zapadła na ciężką i gwałtowną chorobę żołądka, charakteryzującą się uporczywymi wymiotami. Lizzie twierdziła później, że czuła się tylko lekko niedobrze. Abby tak się zaniepokoiła, że odwiedziła lekarza rodzinnego, dr. S.W. Bowena, wyrażając obawę, że rodzina została otruta. Andrew nie był popularnym człowiekiem, a ona martwiła się, że jego wrogowie ich atakują. Dr Bowen jednak zlekceważył jej obawy, przypisując chorobę źle przechowywanej baraninie, którą jedzono przez kilka dni.
Złowieszcza rozmowa
Wieczorem 3 sierpnia, w noc przed morderstwami, Lizzie odwiedziła swoją przyjaciółkę, Alice Russell. Podczas rozmowy Lizzie mówiła z poczuciem grozy, mówiąc Russell, że czuje, „iż coś nade mną wisi”. Wyraziła obawy, że nieznany wróg jej ojca może próbować go skrzywdzić lub spalić dom, podając jako powód jego „nieuprzejmą” naturę. Tę rozmowę można interpretować jako wyrachowaną próbę zasiania idei zewnętrznego zagrożenia, klasyczną taktykę odwracania uwagi w celu uniknięcia przyszłych podejrzeń.
Próba zakupu kwasu pruskiego
Najbardziej obciążające zdarzenie miało miejsce wcześniej tego samego dnia. Lizzie Borden została jednoznacznie zidentyfikowana przez Eli Bence’a, sprzedawcę w aptece Smitha, jako osoba, która próbowała kupić kwas pruski o wartości dziesięciu centów, znany również jako cyjanowodór, szybko działającą i śmiertelną truciznę. Twierdziła, że potrzebuje tej substancji do czyszczenia peleryny z foczej skóry. Bence, uznając prośbę za podejrzaną, odmówił sprzedaży bez recepty. Ten incydent, bezpośrednio łączący Lizzie z próbą zdobycia trucizny zaledwie 24 godziny przed zamordowaniem jej rodziców zupełnie inną bronią, mocno sugeruje wyrachowany plan. Kiedy Plan A (trucizna) zawiódł, zarówno dlatego, że rodzina tylko zachorowała, jak i dlatego, że nie mogła zdobyć więcej, morderca został zmuszony do ucieczki się do Planu B: siekiery. Późniejsza decyzja sądu o wyłączeniu tego zeznania z procesu była krytycznym ciosem dla zdolności prokuratury do udowodnienia premedytacji.
Półtorej godziny piekła: Rekonstrukcja morderstw
Wydarzenia z 4 sierpnia 1892 roku rozegrały się według mrożącej krew w żyłach i metodycznej chronologii, która sprawia, że teoria o intruzie z zewnątrz wydaje się niemal niemożliwa. Półtoragodzinna przerwa między dwoma morderstwami w przeważającej mierze wskazuje na zabójcę, który czuł się swobodnie i był zaznajomiony z domem, jego mieszkańcami i ich zwyczajami – osobę z wewnątrz.
Dzień zaczął się około 7:00 rano normalnym śniadaniem dla Andrew, Abby i Johna Morse’a, szwagra Andrew, który został na noc. Po posiłku Morse zapewnił sobie alibi, opuszczając dom około 8:48, aby odwiedzić innych krewnych, z planem powrotu na lunch. Andrew wyruszył na swoje poranne interesy krótko po 9:00, pozostawiając w zamkniętym domu tylko Lizzie, Abby i służącą, Bridget Sullivan.
Około 9:30 Abby poszła na górę do pokoju gościnnego na drugim piętrze, aby pościelić łóżko. W tym samym czasie Bridget wyszła na podwórko, aby rozpocząć godzinną pracę mycia okien na parterze. To właśnie w tym czasie, między 9:30 a 10:30, Abby została napadnięta i brutalnie zamordowana. Śledztwo kryminalistyczne wykazało, że najpierw została uderzona w bok głowy, co spowodowało, że upadła twarzą w dół, zanim jej zabójca zadał jej kolejne 17 ciosów w tył głowy.
Przez następne półtorej godziny ciało Abby Borden leżało nieodkryte, podczas gdy jej zabójca pozostawał w domu. Około 10:30 Bridget skończyła swoje prace na zewnątrz i weszła do środka, zamykając za sobą drzwi z siatką. Kilka minut później Andrew Borden wrócił do domu. Zastawszy drzwi zamknięte, zapukał, aby wejść. Kiedy Bridget zmagała się z zaciętym zamkiem, zeznała, że usłyszała „stłumiony śmiech” lub „chichot” z góry schodów, który przypisała Lizzie. To jedno z najbardziej obciążających zeznań w całej sprawie; w tym momencie zwłoki Abby leżały zaledwie kilka stóp dalej, a jej ciało byłoby widoczne dla każdego, kto stał na podeście na drugim piętrze.
Lizzie zeszła wtedy na dół i około 10:40 rozmawiała z ojcem. Powiedziała mu, że Abby otrzymała liścik wzywający ją do odwiedzenia chorej przyjaciółki i wyszła. Tego liściku nigdy nie znaleziono, a żadnego posłańca nigdy nie zidentyfikowano. Po krótkiej rozmowie, około 10:55, Andrew położył się na sofie w salonie, aby się zdrzemnąć, a Bridget, po zakończeniu swoich obowiązków, poszła na górę do swojego małego pokoju na strychu na trzecim piętrze, aby odpocząć. W ciągu kilku minut, około 11:10, zabójca uderzył ponownie. Andrew został zaatakowany we śnie, otrzymując 10 lub 11 dzikich ciosów w głowę, które pozostawiły jego twarz nie do poznania i rozcięły jedno z jego oczu na dwie części. Atak był tak świeży, że kiedy go odkryto, jego rany wciąż krwawiły świeżą krwią. Wtedy właśnie Lizzie zawołała Bridget, co doprowadziło do odkrycia przerażającej sceny.
Śledztwo: Sieć kłamstw i płonąca sukienka
Śledztwo w sprawie morderstw Bordenów było studium sprzeczności, od samego początku utrudnione przez niekompetencję policji i potężne kody społeczne epoki wiktoriańskiej. Szacunek okazywany Lizzie jako kobiecie z wyższych sfer bezpośrednio utrudniał właściwe poszukiwanie dowodów, tworząc właśnie tę „uzasadnioną wątpliwość”, która później zapewniła jej wolność. Jej status społeczny działał jak skuteczna tarcza, odwracając uwagę w krytycznych momentach, gdy bardziej rygorystyczne śledztwo mogło odkryć obciążające dowody.
Postawa i alibi Lizzie
Świadkowie, którzy przybyli na chaotyczną scenę, byli uderzeni niezwykłym, niemal niepokojącym opanowaniem Lizzie. Podczas gdy sąsiedzi i przyjaciele byli zrozpaczeni, Lizzie pozostała spokojna, nie uroniła ani jednej łzy, a jej ręce były pewne. Ta samokontrola była przez wielu postrzegana jako nienaturalna dla pogrążonej w żałobie córki w epoce, w której od kobiet oczekiwano omdleń lub histerii w obliczu tragedii.
Jej alibi na czas morderstwa ojca było od razu podejrzane. Twierdziła, że przez 15 do 20 minut przebywała na strychu stodoły, szukając ołowianych ciężarków na przyszłą wyprawę wędkarską. Śledczy policyjni uznali to za wysoce nieprawdopodobne. Strych był duszny w ten sierpniowy dzień, a przeszukanie terenu nie ujawniło żadnych śladów stóp w grubej warstwie kurzu na podłodze, co wskazywało, że nikt tam ostatnio nie był. Co więcej, jej historia zmieniała się podczas przesłuchania; w różnych momentach twierdziła, że była na podwórku, jadła gruszki na strychu lub szukała ciężarków.
Miejsce zbrodni i niekompetencja policji
Śledztwo było skompromitowane od samego początku. Większość policji z Fall River była na corocznym pikniku, pozostawiając jednego funkcjonariusza do odpowiedzi na pierwsze wezwanie. Dom wkrótce został opanowany przez dziesiątki funkcjonariuszy, lekarzy, sąsiadów i ciekawskich, którzy wchodzili i wychodzili, zanieczyszczając to, co powinno być zabezpieczonym miejscem zbrodni. Chociaż był to dopiero drugi raz w historii, kiedy zrobiono zdjęcia z miejsca zbrodni (pierwszy raz w sprawie Kuby Rozpruwacza), obchodzenie się z dowodami rzeczowymi było chaotyczne.
Co istotne, policja przeprowadziła jedynie pobieżne przeszukanie sypialni Lizzie. Później przyznali na procesie, że nie przeprowadzili właściwego przeszukania, ponieważ Lizzie „nie czuła się dobrze”, co było szokującym zaniedbaniem obowiązków, wynikającym z szacunku dla jej płci i klasy społecznej.
Dowody (lub ich brak)
W piwnicy policja znalazła dwie siekiery i głowicę siekiery ze świeżo złamanym trzonkiem. Ta głowica siekiery została uznana za prawdopodobne narzędzie zbrodni, zwłaszcza że popiół i kurz na niej wydawały się być celowo nałożone, aby wyglądało, jakby była przechowywana przez długi czas. Jednak sprawa tego narzędzia została poważnie osłabiona, gdy chemik z Uniwersytetu Harvarda zeznał na procesie, że jego analiza nie wykazała śladów krwi na nim ani na żadnym z innych narzędzi odzyskanych z domu.
Podczas przeszukania sama Lizzie wskazała na wiadro z zakrwawionymi szmatami w piwnicy, spokojnie wyjaśniając, że pochodzą one z jej cyklu menstruacyjnego. W głęboko represyjnej epoce wiktoriańskiej to wyjaśnienie wystarczyło, aby powstrzymać wszelkie dalsze dochodzenia ze strony męskich funkcjonariuszy, którzy z powodu tabu społecznych nie zbadali szmat ani nie zadawali jej dalszych pytań.
Płonąca sukienka
Być może najbardziej obciążający czyn miał miejsce trzy dni po morderstwach. W niedzielę 7 sierpnia Alice Russell odwiedzała dom Bordenów, kiedy była świadkiem, jak Lizzie systematycznie rozrywa niebieską sukienkę z manchesteru i pali kawałki w kuchennym piecu. Zapytana, Lizzie twierdziła, że sukienka była stara i zniszczona plamą farby. Ten akt niszczenia potencjalnych dowodów, którego świadkiem była bliska przyjaciółka, stał się kamieniem węgielnym poszlakowego oskarżenia prokuratury przeciwko niej.
Proces wiktoriańskiej kobiety
Lizzie Borden została aresztowana 11 sierpnia 1892 roku, a jej proces rozpoczął się w sądzie w New Bedford w czerwcu 1893 roku. Od razu stał się on sensacją na skalę krajową, prekursorem współczesnych medialnych procesów-cyrków, które później miały przykuwać uwagę opinii publicznej. Gazety z całego kraju wysyłały reporterów, a prasa w samym Fall River głęboko się podzieliła – irlandzkie gazety robotnicze oskarżały Lizzie o winę, a „organ prasowy” miejskiej elity bronił jej niewinności. Proces nie dotyczył jedynie morderstwa; była to bitwa narracji toczona na forum opinii publicznej.
Sprawa prokuratury (Hosea Knowlton i William Moody)
Prokuratura, prowadzona przez prokuratora okręgowego Hosea Knowltona i przyszłego sędziego Sądu Najwyższego Williama H. Moody’ego, stanęła przed trudnym zadaniem. Cała ich sprawa opierała się na sieci dowodów poszlakowych; nie mieli żadnych bezpośrednich dowodów, żadnego przyznania się do winy i żadnego narzędzia zbrodni jednoznacznie powiązanego z przestępstwem. Twierdzili, że Lizzie była jedyną osobą, która miała zarówno motyw – głęboko zakorzenioną nienawiść do macochy i chęć odziedziczenia fortuny ojca – jak i możliwość popełnienia obu morderstw. Przedstawili jej niespójne alibi, dziwne i spokojne zachowanie, próbę zakupu trucizny oraz obciążający akt spalenia sukienki jako dowód poczucia winy. Prokuratura wskazywała na jej nienaturalny brak emocji jako oznakę winy, kontrastując go z oczekiwaną histerią pogrążonej w żałobie córki. Musieli również zmierzyć się z zagadkowym pytaniem, jak morderca uniknął zachlapania krwią, sugerując, że Lizzie posiadała wyjątkową „przebiegłość i zręczność”, aby popełnić zbrodnię i pozostać czystą. W momencie wielkiego dramatu prokuratorzy przedstawili jako dowód rzeczywiste czaszki Andrew i Abby Borden, co spowodowało, że Lizzie zemdlała w sali sądowej.
Strategia obrony (Andrew Jennings i George Robinson)
Zespół obrońców Lizzie, w skład którego wchodził były gubernator Massachusetts George D. Robinson, był genialny. Systematycznie obalali argumenty prokuratury, podkreślając brak dowodów rzeczowych i fakt, że nigdy nie znaleziono zakrwawionych ubrań, argumentując, że jest to ostateczny dowód jej niewinności. Aby odeprzeć twierdzenie prokuratury o możliwości, zasugerowali, że nieznany intruz mógł ukryć się w domu lub wejść przez niezamknięte drzwi. Ich główną strategią było jednak odwołanie się do wiktoriańskich wrażliwości ławy przysięgłych. Przedstawili Lizzie nie jako potencjalną morderczynię, ale jako ideał łagodnej, pobożnej, chrześcijańskiej kobiety, fizycznie i moralnie niezdolnej do tak potwornego czynu. Jej spokojne zachowanie, które prokuratura przedstawiała jako winę, zostało przez obronę zinterpretowane jako oznaka silnego charakteru, nerwów i samokontroli. Mowa końcowa Robinsona doskonale oddała tę strategię, gdy zapytał ławę przysięgłych, składającą się wyłącznie z mężczyzn: „Aby uznać ją za winną, musicie uwierzyć, że jest diabłem. Czy tak wygląda?”.
Zespół obrony z powodzeniem wyjaśnił zdezorientowane zeznania Lizzie podczas śledztwa, argumentując, że były one skutkiem ubocznym morfiny przepisanej przez jej lekarza w celu uspokojenia nerwów. Zneutralizowali również historię o spalonej sukience, powołując Emmę Borden na świadka, która zeznała, że sukienka była rzeczywiście stara i poplamiona farbą, co sprawiło, że jej zniszczenie wydawało się uzasadnione.
Uniewinnienie
Obronie sprzyjały kluczowe orzeczenia sądowe. Sędzia uznał dowody na próbę zakupu kwasu pruskiego przez Lizzie za niedopuszczalne, orzekając, że były one zbyt odległe w czasie, aby mieć związek z morderstwami. Co więcej, końcowe instrukcje sędziego dla ławy przysięgłych były w przeważającej mierze korzystne dla obrony, odrzucając niespójne oświadczenia Lizzie jako normalne w danych okolicznościach i przypominając im, że „silne prawdopodobieństwo winy” nie wystarczy do skazania. 20 czerwca 1893 roku, po naradzie trwającej nieco ponad godzinę, ława przysięgłych wydała werdykt uniewinniający we wszystkich zarzutach. Po usłyszeniu werdyktu Lizzie osunęła się na krzesło i później powiedziała reporterom, że jest „najszczęśliwszą kobietą na świecie”.
Więźniarka z Maplecroft: Dożywocie pod znakiem podejrzeń
Lizzie Borden wygrała wolność w sądzie, ale straciła życie w sądzie opinii publicznej. Jej uniewinnienie nie było przywróceniem jej dawnego życia, ale początkiem nowego, pozłacanego więzienia. Osiągnęła bogactwo i status społeczny, za które pozornie zabiła, tylko po to, by odkryć, że to puste zwycięstwo. Ten sam czyn, który dał jej środki finansowe do życia według własnego uznania, wzniósł również nieprzeniknione mury społeczne wokół niej, skazując ją na dożywocie podejrzeń i izolacji w tej samej rezydencji, która miała być jej nagrodą.
Nowe życie w bogactwie
Bezpośrednio po procesie Lizzie i Emma odziedziczyły pokaźny majątek ojca. Opuściły ponury dom przy Second Street i kupiły dużą, elegancką rezydencję w stylu królowej Anny w modnej dzielnicy „The Hill”, której Lizzie zawsze pragnęła. Nazwała dom „Maplecroft” i zaczęła nalegać, aby ludzie nazywali ją „Lizbeth”, próbując pozbyć się swojej niesławnej przeszłości. Siostry prowadziły wystawne życie, zatrudniając liczną służbę i ciesząc się wszystkimi nowoczesnymi udogodnieniami, których odmawiał im ojciec.
Ostracyzm społeczny
Mimo jej prawnej niewinności i nowo zdobytego bogactwa, społeczeństwo Fall River całkowicie się od niej odwróciło. Byli przyjaciele ją opuścili, a gdy uczęszczała do Centralnego Kościoła Kongregacyjnego, współwyznawcy odmawiali siadania w jej pobliżu, pozostawiając ją odizolowaną w morzu pustych ławek. W końcu przestała chodzić do kościoła. Maplecroft stało się celem dla miejscowych dzieci, które rzucały w dom jajkami i żwirem i dzwoniły do drzwi dla żartu. Lizzie stała się odludkiem, rzadko opuszczając dom, a gdy to robiła, podróżowała powozem z zasłoniętymi roletami. Jej izolację pogłębił w 1897 roku incydent, w którym została oskarżona, choć nigdy nie postawiono jej zarzutów, o kradzież sklepową w Rhode Island.
Ostateczne zerwanie z Emmą
Lizzie znalazła ukojenie w teatrze i nawiązała bliską, intensywną przyjaźń z aktorką o imieniu Nance O’Neil. Związek ten był przedmiotem wielu plotek, a wielu spekulowało, że miał charakter romantyczny. W 1905 roku Lizzie zorganizowała w Maplecroft wystawne przyjęcie dla O’Neil i jej zespołu teatralnego. Dla Emmy, która stała u boku siostry podczas procesu i początkowego ostracyzmu, to była ostatnia kropla. Gwałtownie wyprowadziła się z domu i nigdy więcej nie rozmawiała z Lizzie. Zapytana przez gazetę, dlaczego odeszła, Emma powiedziała tylko, że „warunki stały się absolutnie nie do zniesienia”.
Ostatnie lata i śmierć
Lizzie Borden przeżyła pozostałe 22 lata swojego życia jako bogata, ale głęboko samotna postać w murach Maplecroft. Po roku choroby zmarła na skutek komplikacji po zapaleniu płuc 1 czerwca 1927 roku, w wieku 66 lat. W ostatnim, dziwnym zbiegu okoliczności, jej oddzielona siostra Emma zmarła zaledwie dziewięć dni później. Lizzie została pochowana na rodzinnym cmentarzu Bordenów na cmentarzu Oak Grove, a jej grób oznaczono wybranym przez nią imieniem „Lisbeth Andrews Borden”.
Zakończenie: Niezmienne misterium Lizzie Borden
Chociaż Lizzie Borden została uniewinniona, od ponad stu lat pozostaje główną podejrzaną. Sama nieprawdopodobność, że zewnętrzny intruz popełnił oba morderstwa w odstępie dziewięćdziesięciu minut, w połączeniu z jej motywem, środkami i podejrzanym zachowaniem, tworzy przekonujący argument za jej winą. Niemniej jednak brak narzędzia zbrodni lub zakrwawionych ubrań pozwolił na przetrwanie innych teorii.
Alternatywni podejrzani
Chociaż większość dowodów wskazuje na Lizzie, spekulacje od czasu do czasu kierowały się na inne osoby, które były obecne lub miały związek z rodziną.
- Bridget Sullivan: Jako jedyna inna osoba, o której wiadomo, że przebywała w domu, służąca rodziny była uważana za podejrzaną lub wspólniczkę. Sceptycy kwestionują, jak mogła odpoczywać na strychu i nie słyszeć nic o brutalnym ataku na Andrew Bordena na pierwszym piętrze. Uporczywa plotka sugeruje, że Lizzie zapłaciła jej za opuszczenie kraju po procesie.
- John Morse: Wujek Lizzie ze strony matki miał alibi, ponieważ w czasie morderstw odwiedzał innych krewnych. Jednak jego wizyta była podejrzanie zbieżna w czasie, a niektórzy teoretyzowali, że mógł spiskować z Lizzie w tym spisku.
- Nieznany intruz: Obrona z powodzeniem zasiała ideę tajemniczego mordercy. Kilku świadków zgłosiło, że widziało dziwnego mężczyznę w pobliżu posiadłości, a rolnik później powiedział policji, że spotkał mężczyznę z zakrwawioną siekierą w lesie kilka mil od miasta. Ta teoria „Dzikiego Człowieka”, choć niepotwierdzona, pomogła stworzyć niezbędną uzasadnioną wątpliwość dla ławy przysięgłych.
- Emma Borden: Chociaż była 15 mil dalej na wakacjach, niektóre teorie sugerują, że Emma mogła potajemnie wrócić, aby popełnić morderstwa, być może z tych samych urazów, które motywowały Lizzie, która następnie kryła swoją siostrę.
Dziedzictwo w kulturze popularnej
Sprawa Lizzie Borden stanowi kluczowy moment na styku amerykańskiej przestępczości, mediów i polityki płci. Jej dziedzictwo przetrwało nie dlatego, że zbrodnia pozostała nierozwiązana, ale dlatego, że przekształciła się w tekst kulturowy, na który społeczeństwo rzutuje swoje lęki dotyczące sprawczości kobiet, urazy klasowej i omylności sprawiedliwości. Proces był jednym z pierwszych, które zostały zsensacjonalizowane przez media krajowe, ustanawiając wzorzec publicznego konsumowania prawdziwych zbrodni, który trwa do dziś.
Rozgłos tej historii utrwaliła makabryczna dziecięca rymowanka do skakanki, która pojawiła się wkrótce potem: „Lizzie Borden wzięła siekierę / I dała matce czterdzieści uderzeń / Kiedy zobaczyła, co zrobiła / Dała ojcu czterdzieści jeden”. Chociaż faktycznie niedokładna w prawie każdym szczególe – to była jej macocha, z toporkiem i ze znacznie mniejszą liczbą ciosów – makabryczna prostota rymowanki zapewniła historii nieśmiertelność.
Saga była nieustannie reinterpretowana w książkach, balecie (Legenda z Fall River), operze oraz licznych filmach i programach telewizyjnych. Najnowszym jest serial antologiczny Netflixa o prawdziwych zbrodniach Potwór, który poświęci swój czwarty sezon tej sprawie. Sam dom morderstwa został skomercjalizowany jako atrakcja turystyczna i notorycznie „nawiedzony” pensjonat, w którym chorobliwie ciekawi goście mogą spać w tych samych pokojach, w których zamordowano Andrew i Abby Borden.
Ostatecznie pytanie, czy Lizzie Borden to zrobiła, stało się drugorzędne wobec tego, co reprezentuje jej historia. Jest to fundamentalny amerykański mit – mroczna baśń o wiktoriańskiej represji, konfliktach rodzinnych i przerażającej przemocy, która może wybuchnąć zza szanowanej fasady. Rozdźwięk między werdyktem prawnym a werdyktem opinii publicznej pozostawił trwałą przestrzeń dla wątpliwości i fascynacji, zapewniając, że duch Lizzie Borden i nierozwiązane pytania z tamtego gorącego sierpniowego poranka będą nadal nawiedzać amerykańską wyobraźnię.